Na skraju parkowego skwerku
za wierzbową kotarą
soczystym okryci listowiem
marzymy
Opatuleni letnim promieniem
orzeźwieni wilgotnym podmuchem
upijamy się sobą nawzajem
Pies stojący obok plugawi
ostatki zielonej szczeciny
kloszard okropnym zasypuje odorem
dzieci piskliwym katują śmiechem
Pospiesznie wymieniamy się pocałunkami
spijamy resztki swoich spojrzeń
ostatnimi częstujemy się uśmiechami
uciekając w popłochu