Widzę jak

Embriony nienawiści i zła
Tryskające marzeniami gejzery
Wulkany nadziei i wiary
(mimo ze poczwarki zaledwie!)
Wyrywają się z uścisku wszechmocnej kostuchy
Leża spętane znamieniem zimnego trupa
Obryzgane strumieniem smutku
ociekają żalem
Wyskakują
próbują
zejść z terenu kata
Lecz obmyty zmazą Szatana
chwyta je, dusi i wiąże
Swe krogulcze pazury wbija w
w ich różową skórę
i ciągnie w czeluści ziemskiego padołu

A ty to widzisz i stoisz...
Wsiadasz do autobusu
kasujesz bilety
obierasz banana
podlewasz fiołki
i żujesz gumę popijając piwem
Choć jednego w ich stronę nie robiąc kroku...

Przetrzyj oczy zalepione mułem
i spójrz na pokryte tumanem istoty
Podejdź do nich!
Wytrzyj im twarze mokre od krwawych łez!
Przemyj im stygmaty sczerniałe od krwi!

Co z tego ze nie masz szans?
Idź!

wróć do wierszy