Poranek

Z rana bez większego trudu
odrywam nogi od śliskiego podłoża
robię trzy no dobra cztery kroki
resztki JA
uciekają przez palce
skrzętnie podnoszeń
i chowam do małego etui
tylko po to tylko by z hukiem
wyrzucić przez okno
zwłoki z impetem przerzucam przez próg
by z gracją opuścić dom
papierosa podpalam i szybko gaszę dla niepoznaki
wiedząc że to i tak nie ma sensu
sąsiadkę witam głośnym witam
dwa no dobra trzy uśmiechy jej wyślę
cholera nic z tego!
znowu nie mam nic na koncie
odwrócę się od niej bez słowa i tak wie że jestem chamem

wróć do wierszy